środa, 11 grudnia 2013

Sushi Kushi Łódź - nowe pozycje w menu i pyszne rolki prosto do Twojego domu!

       Sushi Kushi, firma znana w Łodzi z serwowania sushi z dostawą do domu, obchodziła niedawno swoje pierwsze urodziny. Z tej okazji, zaproszeni zostaliśmy do Poleskiego Ośrodka Sztuki na degustację nowych pozycji z menu, połączoną z wystawą zdjęć Justyny Ejsmont i Dominiki Tępińskiej, krótkim kursem fotografii kulinarnej i warsztatami samodzielnego przygotowywania sushi.
       Na wstępie przyznać muszę, że nie jestem znawcą sushi i choć je lubię to jadam raczej sporadycznie, dlatego też na urodzinową kolację wybrałem się z dużo bardziej obeznaną w temacie znajomą, która zgodziła się zredagować niebieski akapit dotyczący samego sushi :)
       Spotkanie rozpoczęło się od krótkiego wstępu i prezentacji zdjęć utalentowanych łódzkich artystek. Po jednej stronie sali umieszczono stonowane, spokojne i spójne kolorystycznie zdjęcia J. Ejsmont, w których główną rolę odgrywały piękne twarze modelek przyozdobione delikatnym, kolorowym akcentem makijażu sushi. Po drugiej zaś, podziwiać można było krzykliwe i ekspresyjne prace D. Tępińskiej, w których do przyozdobienia modelek, zamiast klasycznego makijażu czy biżuterii zastosowano prawdziwe składniki sushi. Błyszczyk do ust z tobiko, apaszka z nori, czemu nie? Na jednej z fotografii znalazła się nawet cała ryba, co od razu skojarzyło mi się z ostatnią, głośną sesją Gillian Anderson :)
       Gwoździem programu były jednak zaproponowane przez Sushi Kushi nowe pozycje z menu, w którym każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. Zespół znawców i pasjonatów, poszukując nowych smaków, stworzył ciekawe kompozycje, które zaspokoją żądne nowości podniebienia. Na największą uwagę zasługuje na pewno nowatorskie sushi z rukolą i grillowanymi w słodkawym sosie teryaki tuńczykiem (Uramaki Grilled Toro), oraz rolka w zaskakującej (jak na sushi), wersji z kurczakiem (Uramaki Grilled Chicken). Obie propozycje łączą w sobie wyrazisty smak rukoli, zbalansowanej orzeźwiającym ogórkiem z pikantnym sosem majonezowym lub chilli. Wielbiciele grillowanego w sosie teryiaki kurczaka mają też szansę spróbować rolki Futomaki Chicken Teryiaki, czyli opcji z delikatnym serkiem Philadelphia.
       Nam spodobały się również wegetariańskie rolki z grzybami shiitake: bardzo oryginalne Futomaki Vegetarian, gdzie grzyby w słodkawej tempurze skomponowane są z awokado, ogórkiem i szczypiorkiem - co daje ciekawy efekt smakowy, oraz klasyczny Uramaki Vegetarian Philadelphia Roll, gdzie marynowane grzyby występują w towarzystwie serka, awokado i zielonego ogórka. Szczypiorek znalazł się również w zestawie Uramaki Grilled Sake, gdzie wyśmienicie dodawał charakteru grillowanemu łososiowi. Wśród nowości znalazły się również dwie propozycje z tobiko, czyli kolorowym kawiorem z ryby latającej: Uramaki Tobiko Roll z łososiem grillowanym oraz Uramaki California Roll z tuńczykiem i serkiem Philadelphia. Dla tych, którzy nie przepadają za smakiem surowej ryby, Sushi Kushi przygotowało Uramaki Smoked Sake Roll z wędzonym łososiem i marynowaną rzepą. Na koniec zostawiliśmy sobie bardzo ciekawą rolkę - Futomaki Spicy Ebi Ten, która zachwyciła połączeniem smaków. Znalazła się w niej smażona w tempurze krewetka z pomarańczą, ogórkiem i sałatą wykończona ostrym sosem majonezowym. (autor: Magda Bereza)
       Do rolek zaserwowano zaś intrygującą kolekcję herbat Mighty Leaf jak i mocniejsze trunki, pod postacią czerwonego i białego Choya, czyli półsłodkiego japońskiego wina o smaku i aromacie zielonych śliwek Ume. Trunek cieszył się dużym powodzeniem i idealnie komponował ze smakiem rolek sushi.
       Te zaś można było spróbować przyrządzić samemu, pod okiem czujnego sushimastera. Warto było spróbować tej sztuki chociażby dlatego, że własnoręcznie przyrządzoną rolką można się było później podzielić z innymi w domowym zaciszu :) Dla uczestników kolacji przygotowano również krótki kurs fotograficzny, podczas którego można było wysłuchać porad dotyczących fotografowania potraw w domowym zaciszu, restauracjach czy warunkach studyjnych. Dziewczyny przygotowały bowiem prosty setup składający się z dwóch lamp błyskowych z małymi softboxami i podłożem akrylowym, umożliwiający wykonanie estetycznych i apetycznych zdjęć nie tylko sushi :) Efekt zdjęć poniżej:
       Na koniec słów kilka o samym Sushi Kushi. Warto zapoznać się z ich ofertą. Wspólna kolacja udowodniła bowiem, że lokal serwuje smaczne rolki na wysokim poziomie, a oferta restauracji nie kończy się na klasycznych nigiri, hosomaki czy futomaki. Pomijając nowości z menu, przyjrzyjcie się również bliżej rolkom na słodko, chociażby z bananem i Nutellą, a także bogatej karcie japońskich alkoholi i egzotycznych herbat. Pamiętajcie tylko, że Sushi Kushi nie prowadzi lokalu stacjonarnego. Sushi zamówić można tylko za pomocą internetu lub przez telefon. Co ciekawe, Sushi Kushi oferuje również organizację imprez w stylu japońskim a nawet wieczorów panieńskich i kawalerskich połączonych z body sushi! Teraz już wiem, czego brakowało mi na urodzinowej kolacji ;)

POLUB NAS NA FACEBOOK'U: FOOD FETISH PO ŁÓDZKU

czwartek, 28 listopada 2013

Pierogarnia Kasza i Grzyby Łódź, czyli pierogi po sąsiedzku ;)

          Moja miłość do pierogów nigdy nie ustanie. Dlatego też, poniższy wpis będzie kolejnym dotyczącym łódzkich pierogarni, a jednocześnie miejsc mało znanych szerszemu odbiorcy (nie mylić z odbiorcą grubszym). Tym razem wybierzemy się bowiem na jedno z bałuckich osiedli, na ulicę Marysińską 92, gdzie mieści się Kasza i Grzyby – niewielka, zaaranżowana w parterowym mieszkaniu jednego z bloków pierogarnia z ciekawym wystrojem i jeszcze ciekawszym menu :) Pierwszy raz odwiedziłem ją niewiele po otwarciu, na początku tego roku, drugi raz całkiem niedawno! Czy coś się zmieniło? Czy warto się wybrać? Przeczytajcie!
          Z zewnątrz lokal ewidentnie wyróżnia się na tle szarego, odrapanego budynku. Pomalowana na zielono fasada rzuca się w oczy, podobnie jak czerwony baner zawieszony na jednym z balkonów (choć ten akurat nie wygląda zbyt estetycznie). Pod lokalem zaaranżowano mini ogródek, który podczas moich wizyt nie był czynny ze względu na kiepską pogodę.
           Wewnątrz pierogarnia prezentuje się dużo ciekawiej, szczególnie jak na osiedlowy lokalik. W ogóle nie czuć, że znajdujemy się w mieszkaniu, no może pomijając niewielką powierzchnię użytkową. Jest jasno, przytulnie i czysto, a liczne, fajne dodatki nadają miejscu klimatu. Jest piękna drewniana lampka, drabina zaaranżowana na półkę, wiadereczka z żywymi roślinkami, stylowa patera z kloszem, przyjemne oświetlenie nad barem z podwieszonych słoików i kilka innych bibelotów, na których aż miło zawiesić oko. Jedną ze ścian mniejszego pomieszczenia wytapetowano zaś kartkami z meblowych katalogów IKEA :)
          Nad wszystkim czuwają przesympatyczne Panie z obsługi, które z chęcią doradzą jakie pierogi wybrać, przyjmą zamówienie i jeszcze przyniosą je nam do stolika. Na danie nie trzeba zaś będzie zbyt długo czekać :)
          To, co aktualnie znajduje się w menu, znajdziemy na olbrzymiej tablicy na ścianie za barem. Przyznać trzeba od razu, że wybór nie dla wszystkich będzie łatwy. Kasza i Grzyby oferuje bowiem poza klasycznymi pierogami, kilka atypowych pozycji. W karcie dań znalazły się więc nie tylko pierogi ruskie, z kapustą i grzybami, z owocami, z białym serem czy z mięsem, ale też z kaszą i grzybami, serem żółtym, szpinakiem i serem feta, z czekoladą i bananami lub ananasami, na pierogach swojskich, pierogach z kaszanką, czy pierogach italiano z mięsem i spaghetti skończywszy. Za tak ciekawe i fantazyjne propozycje należą się duże brawa! Poza pierogami można także zamówić zupy, z rosołem, kartoflanką i nieśmiertelnym barszczykiem na czele. Dla największych głodomorów ciekawymi mogą okazać się zaś zestawy XXL w cenie 15zł, wśród których dla przykładu: schabowy z ziemniakami i surówką, czy cepeliny z mięsem i surówkami. Warto też dodać, że dania można zamówić na wynos, a nawet z dowozem do domu.
          I choć podczas pierwszej wizyty w styczniu pierogi nie do końca mnie przekonały, to powtórne odwiedziny zatarły to wspomnienie. Jak było w styczniu? Mówiąc krótko, nieco bez smaku, brakowało wyrazistości i doprawienia dla lepszego wrażenia. To na szczęście uległo zmianie. Pierogi są teraz nieco większe (wg ulotki mają 11cm długości) i zdecydowanie smaczniejsze. Ciasto nie budzi żadnych zastrzeżeń. Nie przepadam za ciastem zbyt cienkim i nadmiernie elastycznym, na szczęście to w Kasza i Grzyby jest idealne, dobrze rozwałkowane, bez grudek, niezbyt kleiste i smaczne :) Farsze również niczego sobie – oczywiście jedne są lepsze, drugie gorsze, sporo zależy też od osobistych preferencji. Mnie najbardziej przypadły do gustu nadzienia italiano, swojskie (z kiełbasą) i z kaszą i grzybami, ze słodkich czekolada z bananem. Do pierogów na słono okrasa pod postacią skwareczków, pierogi słodkie serwowane są zaś ze śmietaną z cukrem.
          Mamy więc fajny wystrój i smaczne, szybko podawane pierogi w bardzo ciekawych konfiguracjach – a jednak po wszystkim pozostał u mnie pewien niedosyt. Pierogi, choć wg ulotki powinny mieć 11cm długości, są w rzeczywistości mniejsze – większość z tych, które zamówiłem na wynoś miała ok. 9cm. Niby nic, a jednak warto o tym wspomnieć. W połączeniu z ceną, która dla sporej części pierogów wynosi 1,50zł (niektóre po 1zł, banan z czekoladą po 2zł), prawdziwy głodomór powinien się spodziewać wydatku rzędu 14-17zł za same pierożki. Ja przynajmniej, żeby się najeść, muszę w Kaszy i Grzybach zamówić około 12 sztuk, a nie należę do osób, które jedzą nad wyraz dużo :) Dodając do tego zupę lub napój liczyć musimy się z obiadem w cenie przynajmniej 20zł i choć nadal nie jest to wygórowana kwota, to nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o mojej ulubionej osiedlowej pierogarni - Co ludzie powiedzą, gdzie za niecałe 10zł najadam się do syta pierogami i barszczykiem.
          Mimo wszystko, Kasza i Grzyby w kategorii lokali szybkiej obsługi wypada w mej opinii bardzo dobrze. Jestem pewien, że sporo mieszkańców najbliższej okolicy jadło tam już nie raz. Pierogi są bowiem smaczne, ich wybór olbrzymi, a całości dopełniają estetyczne i przemyślane wnętrza, o których często zapominają właściciele innych osiedlowych knajpek. Jeżeli przyjdzie Wam kiedyś zawitać w okolice ulicy Marysińskiej, wstąpcie na zielony parter i przekonajcie się sami :)
POLUB NAS NA FACEBOOK'U: FOOD FETISH PO ŁÓDZKU
Nie posiadam praw autorskich do zamieszczonego w poście logo lokalu, pochodzi ono z oficjalnej strony restauracji Kasza i Grzyby

środa, 20 listopada 2013

W oczekiwaniu na kolejną edycję Restaurant Day Łódź

      Ostatnia sobota upłynęła w kulinarnej Łodzi pod znakiem Restaurant Day. Naszej ekipy nie mogło oczywiście zabraknąć na tym evencie, przyznać jednak musimy bez bicia, że zdążyliśmy odwiedzić jedynie dwa lokale...Słyszeliśmy od znajomych wiele dobrych opinii o wszystkich jednodniowych restauracjach biorących udział w tej edycji festiwalu, tym mocniej kajamy się więc za poniższą, jakże niepełną relację. Obiecujemy mocną poprawę podczas kolejnej edycji!

Francja elegancja ze Świetlicą Podwórkową w SP 111

       Od wejścia przywitały nas uśmiechnięte dzieciaki! Tak, tak, w tym lokalu bowiem członkami obsługi byli podopieczni Świetlicy Podwórkowej i przyznać trzeba, był to strzał w dziesiątkę! Na restaurację zaadaptowano dużą salę szkolnej stołówki, dzięki czemu przyszło nam zasiąść przy kolorowych stolikach, na równie kolorowych, plastikowych krzesełkach :) Sporych rozmiarów pomieszczenie dało gwarancję, że każdy gość znajdzie dla siebie miejsce.
       W karcie dań do wyboru krem pomidorowy, zupa cebulowa, Ratatouille, gęś piernikowa, tarta z łososiem lub cukinią i suszonymi pomidorami, a na deser muffinka do wyboru. Zdecydowałem się na zestaw w skład którego weszła zupa cebulowa podawana z francuską bagietką. Bardzo smaczna, gęsta i esencjonalna, zabrakło w niej tylko tego co uwielbiam w kremie cebulowym, czyli sera :) Drugie dania z menu, do czasu naszej wizyty się już skończył, zaproponowano nam więc kurczaka w winie. Muszę przyznać, że porcja była olbrzymia. Dwie pałeczki i kawałek piersi, podane z ryżem i tartym jabłkiem, do tego sosik – czyli prawie jak u mamy :) Następnie przyszła kolej na tartę z cukinią i pomidorami – podawana na zimno, bardziej kojarzyła mi się z pizzą niż tartą :) Na deser słodka babeczka z lukrem i kolorową posypką. Wpisaliśmy się też do księgi gości i najedzeni do syta udaliśmy do kolejnego lokalu.
        Podsumowując, Świetlica Podwórkowa wywiązała się z zadania jakim było Restaurant Day bardzo dobrze! Na największą pochwałę zasługuje oddanie w ręce dzieciaków roli kelnera. Na pewno niejedno z nich musiało przełamać się, by podejść i porozmawiać z klientem, poza tym obalono mit, że świetlica to tylko zabawa, jak widać, to również nauka i ciężka praca. Cieszy fakt, że pieniążki zarobione podczas festiwalu zostaną wykorzystane na cele statutowe świetlicy :)

Bar Mleczny w Bibalo Design

        Rzut beretem od Świetlicy Podwórkowej znajdował się kolejny punkt na mapie Restaurant Day – mianowicie Bar Mleczny w Bibalo na Polskiej Organizacji Wojskowej 25. Bibalo to nowy kolektyw trójki znajomych – Ewy, Bartka i Maćka, którzy w swej pracowni oferują odnawiane na zamówienie meble retro z epoki PRL-u, artystyczne malowanie ścian (murale) jak i kompleksowe projektowanie wnętrz. Tym razem jednak zaoferowali odbiorcy coś jeszcze, mianowicie dania rodem z barów mlecznych. Nie mogło więc zabraknąć wszelakiej maści ręcznie lepionych pierogów (5zł za porcję), zupy ogórkowej i grochówki (3zł za 300ml), przepysznych ciast (3zł) i domowego kompotu :)
      Jeden rzut oka na jedzenie wystarczył by wiedzieć, że popełniłem błąd! Tyle pierogów i ciast, a ja już praktycznie przepełniony... Pierożków nie mogłem sobie jednak odmówić. Padło na ruskie (szkoda, że litewskich już nie było) okraszone cebulą i skwareczkami. Ciasto świetne, farsz również, okrasa identyczna z tą, którą sam robię, nie mogę więc mieć zastrzeżeń. Po pierożkach znalazłem jednak jeszcze miejsca na ciasto. Do wyboru sernik, strucla z jabłkami, szarlotka, ciasto z konfiturą śliwkową. Wybrałem ostatnią pozycję, oj było słodko :) Jeszcze kompot z jabłek i osiągnąłem pełnię, nie tylko szczęścia ;)
         Bibalo udało się zaś doskonale połączyć pasję do gotowania, z pasją zawodową. Każdy klient restauracji (a było ich sporo), mógł porozmawiać z twórcami firmy nie tylko o pierogach ale i o designie, renowacji mebli czy muralach. Na stołach z euro-palet rozłożono wzorniki i gazety wnętrzarskie, nie było też trudno o darmową poradę architektów, siedząc przy okazji w poddanych przez nich renowacji, wygodnych fotelach rodem z PRL'u. A wszystko to w fajnym, pofabrycznym wnętrzu. Jeżeli ktoś z Was chciałby zapoznać się z ofertą Bibalo Design, niech się kliknie tutaj.
         A kolejna edycja Restaurant Day już 16 lutego 2014 roku. Czekamy!

POLUB NAS NA FACEBOOK'U: FOOD FETISH PO ŁÓDZKU

piątek, 15 listopada 2013

Przekąski z gąski, czyli nowości w Zaraz Wracam Bistro!

Autorem wpisu jest Magda Bereza      
  
          Jesienno - zimowym biesiadom w gronie przyjaciół idealnie sprzyja nowe, przystawkowe menu, które już od najbliższego poniedziałku swoim klientom zaproponuje Zaraz Wracam Bistro. Pomysł nasunął się w związku z ogólnopolską akcją „Kujawsko-pomorska gęsina na św. Marcina”. Specjały serwowane będą w ciekawej formie oraz atrakcyjnych cenach. Jako jedni z niewielu, mieliśmy zaszczyt skosztować najnowszych przystawek jeszcze przed ich oficjalną premierą. Przyjrzyjmy się więc wspólnie dziewiczym potrawom:
fot. Magdalena Bereza i Kamila Jaskrowska
Deska serów - sery regionalne, których można skosztować dzięki współpracy Zaraz Wracam ze sklepem Ser Lanselot. Cena - 12zł za porcję.
Carpaccio z gęsiej piersi - delikatne w smaku, kruche mięso marynowane w winie z dodatkiem goździków i rozmarynu podawane z pikanto-słodkim dressingiem z chrzanu i żurawiny. Cena - 11zł za porcję.
fot. Magdalena Bereza i Kamila Jaskrowska
Klasyczny smalec gęsi - podawany z kiszonym ogórkiem i świeżym pieczywkiem w cenie 5zł za porcję
Tarta z musem z gęsich wątróbek - jak wiadomo tarta to popisowe danie Zaraz Wracam. W tym przypadku kruche ciasto przykryto musem z gęsich wątróbek z dodatkiem porto o delikatnym aromacie liści laurowych. Tarta w cenie 8zł za porcję serwowana jest z wyśmienitym sosem smietankowo-chrzanowym.
fot. Magdalena Bereza i Kamila Jaskrowska
Sznytki - czyli małe kanapeczki na kromkach chleba, podawane w zestawie po cztery sztuki z:
- pastą na bazie sera koziego i pieczarek w towarzystwie konfitury cebulowej
- peklowaną piersią z gęsi
- z domowymi powidłami i pikantnym serem korycińskim z dodatkiem świeżego rozmarynu
- z delikatną pastą z gęsich wątróbek z konfiturą borowkową
Do wyboru mix kanapek lub jeden rodzaj, w cenie 8zł za talerz kromek :)
fot. Magdalena Bereza i Kamila Jaskrowska
      Jak na Zaraz Wracam przystało, nie mogło zabraknąć też słodkich niespodzianek. Właściciele przygotowali dwa desery:
Pieczona gruszka z gorgonzolą - gruszka gotowana w winie z kardamonem, zapieczona z gorgonzolą, podawana ze świeżą rukolą. Klasyczne połączenie smaków a zarazem wyśmienite preludium do deseru, w cenie 6zł za porcję
Semifreddo- na przekór zimowej aurze zaserwować będziemy mogli sobie zmrożony deser o świąteczno-korzennym aromacie, podawany z miodem i prażonymi migdałami w cenie 8zł za porcję. Deser ten idealnie komponuje się z aromatycznym espresso, które w menu przystawokowym będzie kosztować jedynie 3 zł.
         Dostępne od poniedziałku nowe przystawkowe menu, gościć będzie w Zaraz Wracam aż do końca zimy. Wyśmienitym dodatkiem do gęsich specjałów może być zaś bałe i czerwone wino (w cenie 5zł za kieliszek) serwowane dzięki współpracy z łódzkim sklepem Klub Wino.
POLUB NAS NA FACEBOOK'U: FOOD FETISH PO ŁÓDZKU

wtorek, 12 listopada 2013

Restaurant Day Łódź 16.11.2013 - dzień jednodniowych restauracji

     Najbliższa sobota w Łodzi jak i innych miastach Polski i świata, stać będzie pod znakiem litery R symbolizującej Restaurant Day, czyli cykliczne święto kulinarne, podczas którego, każdy może przez jeden dzień poczuć się jak właściciel prawdziwej restauracji, udostępniając swój lokal i pokazując swoje umiejętności kulinarne innym. Święto przywędrowało do nas i reszty świata ze Skandynawii i przyznać trzeba, że z roku na rok cieszy się ono coraz większą popularnością. Nie ma się czemu dziwić, komuż bowiem nie przypadłaby do gustu idea, by ludzie niekoniecznie związani zawodowo z gastronomią mogli na jeden dzień otworzyć swoją własną restaurację, w której będą sprzedawali przyrządzone przez siebie potrawy?
      Poniżej prezentujemy wszystkie oficjalnie zgłoszone do tej edycji Restaurant Day restauracje, jakie będziecie mogli odwiedzić w tę i tylko tę sobotę w Łodzi. Co ważniejsze, cieszy nas niezmiernie fakt, że swój udział zgłosiło tym razem aż 8 restauracji, co daje naszemu miastu drugie (zaraz po Poznaniu) miejsce w Polsce pod względem ilości lokali czynnych 16 listopada bieżącego roku. A oto lista restauracji wraz z krótkim opisem atrakcji jakie Was w nich czekają:
 Miejska Kuchnia Roślinna - "Zapraszamy do zasmakowania zaskakującej kuchni roślinnej, opartej na naturalnych, lokalnych i sezonowych produktach, w zgodzie z porami roku i szerokością geograficzną. W menu sezonowe warzywa w twórczych aranżacjach oraz zdrowe bezcukrowe desery, w których zakróluje aronia, żurawina i rokitnik! Przyjazna domowa atmosfera jak zwykle gwarantowana!" Miejsce: Próchnika 5/22, więcej informacji na temat restauracji tutaj
 Francja Elegancja - "Francuzi doprowadzili gotowanie do poziomu jednej ze sztuk. Dlatego przez wieki ich dania królowały na dworach Europy. Teraz zakrólują również na naszych stołach. W przygotowanym przez Świetlicę Podwórkową menu znajdą Państwo potrawy rodem z Francji: Krem pomidorowy / Zupa cebulowa Ratatouille / Gęś piernikowa Tarta z łososiem / Tarta z cukinią i suszonymi pomidorami / Muffinki i Muffiny w rozmaitych odsłonach. Bon appetit!" Miejsce: Stefana Jaracza 44/46
 Bar Mleczny w Bibalo"Odkrycie nowego dania większym jest szczęściem dla ludzkości niż odkrycie nowej gwiazdy." - Anthelme Brillat-Savarin. Oddajemy hołd barom mlecznym, największym, obok designu, osiągnięciom PRL-u. Będzie pysznie jak u babci, zdrowo i bardzo wygodnie! Ukochane potrawy będzie można spożywać w wielkich, wygodnych fotelach, przeglądać gazety wnętrzarskie oraz uzyskać darmowe porady architektów. Na obiad zapraszamy między 13 a 17, potem kawa, herbata, pyszne ciasta i rozmowy o dizajnie." Miejsce: Polskiej Organizacji Wojskowej 25, więcej informacji na temat restauracji tutaj
 Hummus i Wino - "Jemy w Łodzi zaprasza do swojej pierwszej jednodniowej restauracji, którą ulokujemy w wine clubie Klub Wino. Postaramy się przenieść bliskowschodnie smaki na łódzki grunt. Czekał tu będzie na was hummus w kilku smakach podawany z pieczywem, warzywami, świeżymi ziołami i oliwą. Do hummusu napić można się będzie wina, o którego dobór zadba Michał Rutkowski i które tego dnia sprzedawane będzie na kieliszki. Mamy nadzieję, że uda nam się stworzyć pyszną i miłą atmosferę. Przybywajcie!" Miejsce: Kościuszki 32, więcej informacji na temat restauracji tutaj
 P109 Blender - to taka wielka niewiadoma festiwalu, ciężko bowiem stwierdzić czym uraczą Nas gospodarze. Na pewno będzie ciasto dyniowe, reszta dań to niespodzianka :) Miejsce: Piotrkowska 109, więcej informacji na temat lokalu tutaj
 U Stefy & Naturalne Klimaty - "Zeszłe lato upłynęło nam pod znakiem współzawodnictwa na planie Polskiego Turnieju Wypieków, a tej jesieni postanowiliśmy połączyć siły, żeby upiec coś dla Was! Będą ciasta słodkie i słone na mące i jajkach z rodzinnych stron Pani Stefy w przytulnym klimacie pracowni ceramicznej Pana Grzesia! Rozgrzeje Was zupa dyniowa, korzenny grzaniec i ciepło opalanego drewnem pieca kaflowego." Miejsce: Sienkiewicza 79, więcej informacji na temat restauracji tutaj
 Muzyczny Zakątek Smaku - "Muzyczny Zakątek Smaku tym razem chce zaprosić Państwa na rozgrzewające jedzenie inspirowane kuchnią Julii Child, pachnące przyprawami kuchni marokańskiej. Rozkołyszemy dźwiękami skrzypiec i altówki oraz zachwycimy malarstwem Pani Ewy, w Pracowni której będziemy gościć . Naszym mottem będzie marokańskie powiedzenie "Jada się oczami i patrzy ze smakiem". Hodujcie głód. Zapraszamy :)" Miejsce: Przędzalniana 63, więcej informacji na temat lokalu tutaj
 Pociąg do Azji - "Nasz kilkuletni pobyt Chinach był nieustannym festiwalem smaków i ucztą podniebienia. Przywołując te wspomnienia postanowiliśmy w ramach Restaurant Day otworzyć miejsce jakiego brakuje na kulinarnej mapie Łodzi. Łączy nas zamiłowanie do jedzenia i pociąg do kuchni azjatyckiej. Maszynistą naszego pociągu jest Mistrz Kuchni – Tajwańczyk Chang ChihWei. W menu pojawią się głównie dania kuchni tajwańskiej i chińskiej ale nie zabraknie również polskich akcentów - zwłaszcza w dziale słodkości :-)" Miejsce: Kilińskiego 214, więcej informacji o restauracji tutaj
        I to by było na tyle! Nas najbardziej zainteresowały trzy miejsa: Pociąg do Azji, Bar Mleczny w Bibalo i Hummus i Wino. Możliwe, że odwiedzimy również Francję Elegancję i Muzyczny Zakątek Smaku, bo tyle jest tego, że naprawdę ciężko ograniczać :) A Wy, gdzie wybierzecie się podczas tej edycji festiwalu Restaurant Day?


POLUB NAS NA FACEBOOKU: FOOD FETISH PO ŁÓDZKU

Nie posiadam praw autorskich do zamieszczonych w tym poście zdjęć i grafik. Pochodzą one z oficjalnej strony Restaurant Day i stron poszczególnych restauracji

wtorek, 5 listopada 2013

Bar Mad-Dog Łódź, czyli tam gdzie prawdziwi bałuciarze mogli zjeść pierwszy w Łodzi gyros

       Dzisiejszy wpis nie będzie dotyczyć żadnej modnej, nowo otwartej restauracji w centrum miasta, ani pubu w strefie Off Piotrkowskiej. Dzisiejszy wpis, będzie bowiem o lokalu dla bałuciarzy z krwi i kości, a może i prawdziwych hipsterów. Mowa bowiem o barze Mad-Dog usytuowanym na ulicy Zgierskiej 28. Miejscu, które darzę sporym sentymentem, miejscu które odwiedzałem z mamą jeszcze jako mały dzieciak po jesiennych i zimowych zakupach na Bałuckim Rynku, miejscu w którym przyszło mi pierwszy raz w życiu zjeść gyros!
        Jak to z zewnątrz wygląda każdy widzi. "Biały" siding i duże okno z nazwą baru mogą odstraszać, ale niech nikt tu nie udaje świętego. Każdy z nas od czasu do czasu je w takich miejscach. Uwagę przechodnia przyciąga widniejąca od niedawna na szybie kartka A4 z dumnym hasłem informującym nas, że Mad-Dog to pierwszy w Łodzi lokal serwujący gyros! I wiecie co? Faktycznie może to być prawda. Jadłem go tutaj, gdy Warszawa i Kraków o Sphinxie jeszcze nie słyszały. Pierwszy Sphinx w Łodzi powstał w 1995 roku, a Mad Dog w 1991 :)
       W środku, podobnie jak na zewnątrz, czyli na wszystkich ścianach biała oblicówka. Poza tym 3-4 małe stoliczki, długa lada z wystawionymi napojami i uśmiechnięta pani w fioletowym fartuszku, która z każdym zamieni kilka ciepłych słów. Generalnie, przez przeszło 15 lat niewiele się tu zmieniło. W niczym to jednak nie przeszkadza. Dzięki dobrej lokalizacji, knajpka już dawno wpisała się w serca bałuckiej społeczności, a w porze obiadowej nie raz przyjdzie nam poczekać na wolny stolik.
       A co w menu piszczy? Oczywiście gyros, serwowany w bułce lub na talerzu z frytkami, sosem i surówkami (17zł), połówka porcji kosztuje 11zł, można też kupić za piątaka hamburgera, frytki i hot-dogi. A co najważniejsze, do każdego posiłku kawa gratis. Tak było, jest i będzie! Można też nabyć herbatę i napoje gazowane w puszcze lub lane z butelki ;) Ceny nie powinny więc nikogo odstraszyć!
       A sam gyros, choć podawany na plastikowych talerzykach, ze sztućcami z tego samego tworzywa, jest całkiem niezły. Mięso jest soczyste, ładnie wypieczone, odpowiednio przyprawione i wyraziste w swym smaku a przy okazji nie obcieka tłuszczem, jak w niektórych innych lokalach tego typu. Reszta składników również nie budzi zastrzeżeń. Surówki są bardzo świeże a frytki złociste i chrupiące. Jednocześnie porcja jest na tyle duża, że nawet głodny jegomość się nią bez problemu naje. Dla dziewczyn i malutkich głodów polecam zaś zamawianie 1/2 porcji. Na dania nie przyjdzie długo czekać. Na ogół można szamać już po 10 minutach.
      Rekapitulując, jeżeli zajdziesz kiedyś czytelniku w okolice Placu Kościelnego lub Bałuckiego Rynku i akurat złapie Cię głód, a jednocześnie nie przeszkadza Ci anturaż wnętrz przedstawionych na zdjęciach i barowy klimat to wstąp śmiało do Mad Doga. Znajdzie się oczywiście parę knajpek w naszym mieście serwujących lepszy "gyros", ale skoro ta był pierwsza, to chyba warto zajrzeć do niej choćby z ciekawości ;)

POLUB NAS NA FACEBOOKU: FOOD FETISH PO ŁÓDZKU

czwartek, 24 października 2013

Daleko Blisko Łódź - nowa kawiarnia na Off Piotrkowskiej, która poszerzy Wasze horyzonty!

      Ledwo co na Off Piotrkowskiej otworzył się długo wyczekiwany MITMI restobar (który niedługo odwiedzimy), a już w ten weekend kolejny lokal (i to po sąsiedzku) przyjmie w swe progi pierwszych klientów. Mowa tu o podróżniczej pubo-kawiarni Daleko Blisko, która inaugurację swojej działalności uświetni rozpoczynającym się w piątek trzydniowym festiwalem podróżniczym! Ale o tym za chwilę. Na początek może nieco więcej o samym lokalu, który mieliśmy przyjemność odwiedzić kilka dni temu podczas kameralnego spotkania z właścicielkami kawiarni - przesympatyczną Olgą i Anią i ich najbliższymi znajomymi.
      Wnętrza utrzymane są w eklektycznym stylu łączącym typowe dla Off Piotrkowskiej pofabryczne przestrzenie (ponoć wcześniej mieścił się tutaj warsztat samochodowy i garaże) z klimatami odległych krajów i motywami podróżniczymi. Nie mogło zabraknąć więc ściany z litej cegły w której osadzono obszerne okna, wpuszczające za dnia naturalne światło. Znalazł się również przytulny kącik z wygodną kanapą, stylowym fotelem i obowiązkowym globusem. Pozostałe ściany bielone (podobnie jak w Tari Bari czy Drukarni) czekają jeszcze na zagospodarowanie. Dobre wrażenie (szczególnie po zapaleniu światła w toalecie) robi gliniana (sic!) ściana z osadzonymi weń kolorowymi butelkami. Efekt jest czarujący. Do knajpki wejść można będzie zarówno od strony placu Off Piotrkowskiej jak i od wyremontowanej niedawno ulicy Roosevelta. We wtorek widać było, że lokalowi potrzebne są jeszcze ostatnie poprawki i dodanie kilku elementów, które na pewno uczynią to miejsce jeszcze bardziej barwnym. Mamy nadzieję, że właściciele zdążą z upgrade'ami do weekendowego festiwalu. Trzymamy kciuki!
       Podczas spotkania mieliśmy również okazję spróbować niektórych smakołyków z przyszłego menu. Największe wrażenie zrobił na nas wyśmienity sernik Nelly Rubinstein i ciasto marchewkowe. Poza tym skosztować można było egzotycznych dipów (hummus, tahini czy rewelacyjnego guacamole) serwowanych z krakersami, marchewką, selerem czy tacos do wyboru! A na tym nie koniec, w Daleko Blisko będzie można bowiem również skosztować gofrów, kanapek panini jak i wyśmienitych kaw doskonałej mieszanki arabika, czy kawy z wietnamskich kawiarek. Również w temacie herbaty nie poprzestano na klasykach, zamówić będzie można typową słodką herbatę marokańską z miętą czy na przykład herbatę wędzoną, której wręcz nie możemy się doczekać. Ale, ale, znalazło się również miejsce na alkohole, zarówno te słabsze jak i mocniejsze, zarówno rodzime, regionalne jak i bardziej odległe. Osobiście najbardziej ucieszyła nas obecność w menu wyśmienitych piw belgijskich.
      Nad wszystkim czuwać zaś będzie miła, fachowa i kreatywna obsługa, a krótka rozmowa z inicjatorkami całego przedsięwzięcia i właścicielkami lokalu – Olgą i Anią uświadczyły nas w przekonaniu, że lokal został oddany w dobre ręce. Dziewczyny tryskają bowiem pomysłami i pozytywną energią!
      Daleko Blisko z założenia ma być nie tylko kawiarnią serwującą mustbe każdego lokalu z tej branży, lecz również (a może przede wszystkim) miejscem spotkań dla wszystkich ciekawych świata i kochających podróże ludzi. Jak dowiadujemy się z oficjalnej strony kawiarni: "filozofia łączenia tego co lokalne i globalne ma być myślą przewodnią w doborze muzyki, menu, programu imprez oraz wystroju". Słowa te niewątpliwie znajdują odzwierciedlenie w samej nazwie lokalu jak i najbliższym evencie organizowanym w ramach oficjalnego otwarcia Daleko Blisko. Wystarczy spojrzeć w program festiwalu by szybko odkryć jak tematycznie zróżnicowanych prelekcji przyjdzie nam wysłuchać. W najbliższy weekend Daleko zabierze nas bowiem w okolice Uralu Subpolarnego, Pakistanu czy dzikiej Syberii, Blisko zaś pozwoli lepiej poznać zamki województwa łódzkiego, fabrykę Ramisha, czy samą Off Piotrkowską. Zapowiada się więc bardzo interesujące zakończenie tygodnia w gronie ciekawych ludzi i smaków! Wpadnijcie i przekonajcie się sami!
Polub nas na facebooku: Food Fetish po łódzku

wtorek, 15 października 2013

B jak babeczki, czyli co ma do zaoferowania łódzka Babkarnia?

      Kto z Was nie lubi słodkich babeczek ręka do góry! Tak też myślałem :) Wczoraj załatwiając sprawunki na mieście, znalazłem chwilę by wstąpić do łódzkiej Babkarni Cupcakes & Coffee. Lokal mieści się w ścisłym centrum miasta pod adresem Struga 2, czyli przy samym skrzyżowaniu z ulicą Piotrkowską (okolice numeru 92). Babkarnia już z daleka zachęca do odwiedzin przyciągając wzrok kolorowym szyldem i dużą szklaną witryną, za którą kryją się pastelowe wnętrza.
      A dokładniej to wnętrze – lokal jest bowiem niewielki, w środku znalazło się miejsce na szklaną ladę i jeden duży stolik, przy którym zmieści się maksymalnie około 8 osób. To jednak w niczym nie przeszkadza, większość klientów bierze bowiem babeczki i muffinki na wynos. Ja jednak pozwoliłem sobie na chwilę wytchnienia, zamówiłem babeczki, herbatę i zasiadłem przy wysokim drewnianym blacie.
      Wystrój utrzymany jest w pastelowych barwach i niektórym kojarzyć się może z domem dla lalek. Na ścianach dostrzeżemy zresztą różne ozdoby i bibeloty podkreślające bajkowy klimat cukierni. Znalazły się więc misie, kubeczki, małe drewniane szafeczki i słoiczki z kolorowymi cukierkami. Wzrok klienta najbardziej przyciągają jednak wyroby, które kupić można w lokalu, czyli tytułowe babeczki i muffinki. Te zaś wyglądają przecudnie i aż ciężko się oprzeć by nie spróbować ich wszystkich za jednym razem :)
      A jeżeli nie możecie zamówić wszystkich naraz, to z chęcią i uśmiechem opowie Wam o nich współwłaściciel cukierni stojący za ladą. Obsługa jest bardzo sympatyczna, pomocna i uczynna. Widać, że babeczki i prowadzenie cukierni to ich pasja. Ja zdecydowałem się na babeczkę gruszkową i orzechową + herbata waniliowa. Dodać muszę, że babeczka w zestawie wychodzi taniej niż osobno. Zestawy z kawą lub herbatą kosztują odpowiednio 9 i 8zł, podczas gdy sama babeczka kosztuje 6zł, muffinki są nieco tańsze.
      Tu warto wspomnieć czym w ogóle różni się muffinka od babeczki, a co nie dla każdego może być oczywiste. Otóż muffinki są nieco cięższe od babeczek, ich ciasto ma nieco inną, grudkowatą strukturę, na ogół dodaje się też do niego oleju. Muffinki sprawdzają się zarówno w wersji na słodko jak i na słono. Babeczki zaś w przeważającej mierze występują na słodko i świetnie komponują się z różnymi kremami (czego przykładem są właśnie te podawane w Babkarni). Ciasto na babeczki jest lżejsze, delikatniejsze i bardziej puszyste, a w jego bazie często znajduje się masło.
      Pomijając babeczki których skosztowałem, do wyboru jest zawsze kilka innych. Poza tym wyroby zmieniają się w zależności od pór roku i dnia. Najlepiej sprawdzać na bieżąco funpage Babkarni na Facebooku, by dowiedzieć się, którego dnia przyjdzie nam na przykład skosztować babeczek jabłkowo-śliwkowych, czekoladowych, Krówkimakówki, albo takiej muffinki z pieczarkami, papryką i koperkiem :)
     A moje babeczki były równie smaczne co i ładne. Kremy bardzo wyraziste w smaku (szczególnie orzechowy), po prostu rozpływały się w ustach. Aż boję się pomyśleć ile to wszystko miało kalorii, bo słodkości było w tym niewątpliwie co niemiara :) Można byłoby taki krem sprzedawać w tubkach – sukces gwarantowany! Samo ciasto babeczek delikatne, puszyste i kruche, w środku kryło dodatkową niespodziankę :) Osobiście wolałbym żeby ciasta były nieco bardziej nasączone (najlepiej delikatną cytrynówką), ale to już moje osobiste preferencje i nie każdy musi je podzielać :)
    Muszę przyznać, że Babkarnia Cupcakes & Coffee zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Wydawać mogłoby się, że babeczki i muffinki to frajda głównie dla dziewczyn, ale w głębi serca wiemy, że nikt nie przejdzie wobec nich obojętnie. Ja do Babkarni na pewno wpadnę jeszcze nie raz, bo choć lokal jest niewielkie, to mam w nim jeszcze wiele do spróbowania :)

POLUB NAS RÓWNIEŻ NA FACEBOOK'U: Food Fetish po łódzku

Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć i tekstów bez zgody autora zabronione! Jednocześnie informuję, że nie posiadam praw autorskich do logo lokalu, pochodzi ono z oficjalnej strony restauracji:https://www.facebook.com/pages/Babkarnia/312205075554133

poniedziałek, 9 września 2013

Jerry's Burger Łódź - kolejna amerykańska flaga na łódzkiej ziemi

            Przy okazji ostatniej recenzji Byk Burgera, wspominałem o mającym niedługo nastąpić otwarciu kolejnej burgerowni, czyli Jerry'sBurger. Nowy lokal czynny jest już od ponad dwóch tygodni i choć ostatnimi czasy miałem burgerów po dziurki w nosie, w końcu postanowiłem wybrać się i do tej knajpki.
            Usytuowana przy ulicy Piotrkowskiej 85 restauracja z zewnątrz prezentuje się bardzo skromnie. Szyby oklejone folią ze wzorem szachownicy i neonowy napis Jerry's Burger. Miejsca starczyło jeszcze tylko na wywieszenie menu. Lokal do największych bowiem nie należy. W środku jest jednak o wiele ciekawiej niźli moglibyśmy się po witrynie spodziewać.
           W końcu mamy bowiem do czynienia z wnętrzem iście amerykańskim, a nie tylko zawierającym amerykańskie akcenty (vide American Bull w Manufakturze). Co więc znajdziemy w środku? Na podłodze czarno-białe kafelki, na pastelowych, błękitno-różowych ścianach liczne blaszane tabliczki ściągnięte ze Stanów, poza tym szklane gablotki wypełnione baseballowymi piłeczkami, kaskami, biretami akademickimi, maskotkami, piłkami do rugby i innymi akcesoriami zza oceanu. Usiąść przyjdzie nam na wygodnych, czerwonych, przeszywanych kanapach, przy prostych ladowych stolikach ze srebrnymi wstawkami. Nie mogło również zabraknąć otwartej kuchni wzdłuż której rozmieszczono barowe stołki. Na suficie chromowane wiatraki i, jako jedyne nie do końca pasujące mi do wnętrz, lampy w kształcie wielkich halogenów. Całokształt sprawia jednak bardzo dobre wrażenie, a o zbieżności z amerykańskimi lokalami pin-up lat 50' niech świadczy zdjęcie typowego amerykańskiego dinnera zestawione z Jerry's Burger. Prawda że podobnie?
               Pozytywnie zaskakuje również obsługa. Pomijając urodę dziewczyn, na plus zasługuje ich wpasowujący się w konwencję strój. Poza tym, kelnerki są miłe, uśmiechnięte i bardzo sprawnie obsługują stoliki. Na dania nie przyszło nam bowiem długo czekać, panie nie zapomniały też spytać o poziom wysmażenia burgerów, zaproponowały również rozdzielenie rachunków dla łatwiejszej rachuby. Tak trzymać!
              Czas zerknąć w menu. Karta dań jest przejrzysta i dobrze skomponowana. Pierwsze miejsce zajmują oczywiście burgery, a tych jest aż 14 do wyboru. Poza klasyką znalazły się takie ciekawe pozycje jak Aloha – z ananasem, żurawiną i serkiem kremowym, Bandito – czyli burger na ostro z papryczkami jalapeno, sosem chilli i czerwoną papryką, burgery z jajkiem sadzonym a nawet z puree z mango. Jest więc w czym wybierać. Nawet wegetarianie znajdą coś dla siebie, będą mogli bowiem spróbować burgera na bazie tofu albo cukinii. Pomijając burgery, w Jerrysie możemy także zjeść klasyczną jajecznię, omlety jak i naleśniki z sadzonym jajkiem i bekonem. Oddzielną grupę stanowią zaś pancakes'y na słodko. A na nich, czego dusza tylko zapragnie: Nutella, fluff, posypki, kakao, M&M's, mus jabłkowy i oczywiście nieśmiertelny syrop klonowy. Poza tym nabyć możemy kolby kukurydzy, krążki cebulowe i shake'i. Pomijając te ostatnie i sok aloesowy, propozycja napojów jest raczej klasyczna. Alkoholi nie uświadczymy wcale, jest za to kawa parzona w dzbankach z darmową dolewką :)
              Menu jest więc bogate i ciekawe, a jak ze smakiem? Również nieźle. Ja zdecydowałem się na średnio wysmażonego God Fathera, czyli burgera z suszonymi pomidorami, czarnymi oliwkami, parmezanem i rukolą, na deser wybrałem zaś pancakes'y z kakao i musem jabłkowym, do picia shake'a waniliowego. Burgery podawane są w specjalnych drewnianych koszyczkach – wygląda to bardzo fajnie, sam burger leży jednak na papierowych serwetkach, które nie są zbyt dobrym pomysłem. Szybko nasiąkają tłuszczem, zaczynają się drzeć i przyklejać bo bułki. Na szczęście smak burgerów rekompensuje tę niewygodę. Są one dużo lepsze od tego co miałem okazję skosztować w Ribs & Rings czy Byk Burgerze. Mięso jest co prawda nadmiernie spieczone z zewnątrz, w środku jednak takie, jakie je sobie zażyczyliśmy. W końcu lokal, w którym widać i czuć różnicę między burgerem średnio a dobrze wysmażonym (żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia przekroju mięs). Do kupnej bułki już przywykłem i pomijając Drukarnię, w łódzkim burgerowniach w tym zakresie chyba niewiele się zmieniło. Reszta składników jest świeża i smaczna, a dobrze skomponowane sosy dodają całości konkretnego smaku. Burgery serwowane są z frytkami i sałatką coleslaw. Taka porcja każdego głodomora powinna zadowolić, mniej wymagający mogą zdecydować się na samego burgera bez zestawu płacąc wówczas za danie 3zł mniej. Frytki są poprawne, o ile lubicie miękkie a nie chrupiące, sałatka jest zaś chyba najsłabszym elementem układanki (wysuszona i mała porcja)
            Pozostałe dania również oceniam pozytywnie. Naleśniki są puszyste i bardzo sycące, a te serwowane z fluffem, Nutellą i M&Ms to po prostu niebo w gębie, bardzo słodkie niebo :) Skosztowałem też krążków cebulowych, o których nie mogę złego słowa powiedzieć. Sok aloesowy był zaś za słodki. Warto wspomnieć też o shake'ach. Ładnie podane i serwowane w wysokich szklankach, mogłyby jednak być nieco tańsze, bo w gruncie rzeczy, pojemność szklanek nie jest zbyt duża. Pomijając to, pozostałe ceny są bardzo rozsądne. Za burgera z zestawem przyjdzie nam zapłacić od 18 do 24zł, naleśniki to wydatek rzędu 10-15zł, shake kosztuje 10zł. Podsumowując, większość osób naje się i napije do syta za około 23-28zł.
            Reasumując, Jerry's Burger to bardzo ciekawa propozycja dla każdego głodomora. W knajpce jest zdecydowanie lepiej niż w Byk Burgerze czy Ribs & Rings, zastanawiam się czy nie lepiej nawet niż w American Bullu, mimo że Jerry's Burger nie serwuje steków. Patrząc na ilość polubień na oficjalnym profilu lokalu jak i ilość klientów w niedzielne popołudnie widzę zaś, że lokal przypadł do gustu nie tylko mnie, ale i sporej części łodziaków.
Zapraszamy do polubienia nas na Facebooku: https://www.facebook.com/foodfetishpolodzku

Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć i tekstów bez zgody autora zabronione! Jednocześnie informuję, że nie posiadam praw autorskich do logo lokalu, pochodzi ono z oficjalnej strony restauracji: https://www.facebook.com/jerrysburger1

środa, 31 lipca 2013

Byk Burger Łódź - amerykański rozkwit na łódzkiej ziemi, czy oby na pewno?

      Na mapie rozkwitającej kulinarnie Łodzi przez długi czas brakowało miejsc, w których uraczono by konsumenta porządnym burgerem czy smakowitym stekiem. Jeszcze do niedawna, pytając przypadkowego przechodnia o lokal serwujący kuchnię amerykańską, skierowano by nas co najwyżej do mieszczącego się przy Placu Wolnośc Ribs & Rings, choć i tak większość ankietowanych wskazałaby nam najbliższą budkę z hot-dogami albo McDonalda. Ostatnio jednak, nowe knajpki serwujące burgery, pojawiają się niczym przysłowiowe grzyby po deszczu. Steków możemy skosztować w mieszczącym się w Manufakturze American Bullu, smakowicie wyglądają też burgery w Mega Burgerze. Zwolennicy Off Piotrkowskiej powinni wybrać się zaś do Drukarni.
       Od przeszło miesiąca funkcjonuje też ulokowany na ulicy Struga Byk Burger, który będzie tematem dzisiejszego wpisu. Wybrałem się do niego niecały tydzień po otwarciu, jak i w ostatni weekend w celu zweryfikowania mojej opinii z pierwszej wizyty. Usytuowanie w ścisłym centrum na modnej przecznicy Piotrkowskiej, niedaleko zamkniętej chwilowo Fermentacji czy pubu M-3, jak i długie godziny pracy powinny teoretycznie zagwarantować knajpce rzesze klientów. Byk Burger wydaje się idealnym miejscem na beeforek przed imprezą, czy szybki posiłek między kolejnymi dance floorami. Tym bardziej byłem więc zdziwiony gdy podczas piątkowych wizyt, raz o 19.00 raz o 22.00 lokal świecił pustkami.
      A przecież wnętrza prezentują się całkiem nieźle. Czerwone kanapy, ciemno-szare stoliki i krzesła, bardzo wysokie sufity i cegła na ścianach nadają restauracji typowego klimatu łódzkich loftów. Całość dopełnia ciepłe oświetlenie i bardzo fajne plakaty dobrze współgrające z charakterem lokalu. Jest więc schludnie, estetycznie i w miarę kameralne, na plus zasługuje też dobrze zaaranżowana łazienka i bar w centralnej części drugiej sali.
       So far, so good. Zerknijmy więc w menu. To podzielono na cztery działy:
1. Śniadania – tu znajdziemy takie pozycje jak jajecznica, francuskie croissanty , jajka sadzone z bekonem i kiełbaskami, czy omlet z czekoladą. Kawa lub herbata gratis! Ceny 10-20zł
2. Burgery – od classica poprzez cheese burgery, burgery z bekonem lub gorgonzolą, po Byk Burgera (dla prawdziwych byków). Ceny 17-33zł
3. Sałatki – tu dość standardowo cesar, nicejska, wegańska, wiejska, capresa – nazwy mówią same za siebie, ceny 15-23zł
4. Grillowane mięsa – króluje stek z Angusa, poza tym nabyć można Ribeye'a, karkówkę, czy grillowanego kurczaka. Stek z Angusa kosztuje 46zł, w porównaniu do konkurencji nie jest więc bardzo drogi.
       Poza tym, nabyć możemy sosy do mięs i frytki, małe lub duże w cenach odpowiednio 4zł i 6zł. Oferta karty dań jest więc umiarkowana, każdy powinien jednak znaleźć coś dla siebie, zarówno pod względem smaku jak i ceny.
       Obsłsuga teoretycznie bardzo miła, pozostawia jednak nieco do życzenia. Za pierwszym razem, nikogo z nas nie spytano o poziom wysmażenia burgerów, podczas drugiej wizyty pytanie to usłyszała tylko połowa z biesiadników. Po raz kolejny spotkaliśmy się też z sytuacją gdy kelnerka pytając czy smakowało, nie była przygotowana na słowa krytyki (bardzo delikatnej). Do obsługi wliczam też kucharzy, wspomnę więc w tym akapicie, że za pierwszym razem, mimo że w chwili zamawiania byliśmy jedynymi klientami, bardzo długo przyszło czekać nam na dania (prawie 45 min). Dziwi to tym bardziej, gdy wspomnę, że za drugim razem na zamówienie czekaliśmy niecałe 20 minut, skąd więc takie różnice w czasie? Do tego dochodzi jeszcze brak koncesji na alkohol (ponoć ma być). Na chwilę obecną na burgera przyjdzie nam jednak poczekać co najwyżej przy szklance coli... A przecież podczas otwarcia nie było problemów z kupnem piwa...
      A dania główne? Za pierwszym razem wybrałem Classic Burgera z małymi frytkami. Do frytek nie mam większych zastrzeżeń (były naprawdę dobre), do burgera już tak. Classic, choć apetycznie wygląda, nie jest zbyt duży. Jeżeli jesteście głodni a nie bierzecie frytek, decydujcie się na Byk Burgera lub chociaż Bekon Burgera. Mięso bardzo przeciętne, praktycznie bez smaku, wysmażone chyba zbyt szybko na dużym ogniu. Kotlet spieczony z zewnątrz w środku był niedosmażony. Poza tym brakowało mu wyrazistości, wołowina nie była praktycznie w ogóle przyprawiona. Sytuację mógłby jeszcze uratować jakiś dobry sos, ten jednak był równie mdły co mięso...Warzywa świeże i chrupiące. Bułka niestety kupna... Para która przyszła do lokalu po nas oddała swoje burgery do kuchni (nie wiem jednak z jakiego powodu).
      Podczas drugiej wizyty zdecydowałem się na większego i droższego Bekon Burgera. Tym razem zostałem zapytany o poziom wysmażenia a mięso zostało poddane prawidłowej obróbce termicznej ;) nadal jednak nie wyróżniało się pod względem smaku. Sytuację ratował wyłącznie chrupiący, smakowity bekon i ładnie usadzone jajko (choć osobiście preferuję bardziej ścięte żółtko). Może przydałoby się zaoferować klientowi sosy do burgerów do wyboru, na pewno ubarwiłyby one smak wołowiny.
      Podsumowując, Byk Burger nie zrobił na nas najlepszego wrażenia. Teoretycznie nie jest źle, dużo jednak jeszcze brakuje do przyzwoitego poziomu. Jeżeli nic się nie zmieni w zakresie koncesji na alkohol, obsługi i co najważniejsze smaku burgerów to lokal nadal będzie się cieszyć znikomą frekwencją. Na chwilę obecną, polecam wybrać się więc na burgery do American Bulla, lub wyczekiwać na otwarcie na Piotrkowskiej 85 Jerry's Burger, który poza burgerami i stekami ma też serwować puszyste amerykańskie naleśniki, shake'i i kawę parzoną w dzbankach. Normalnie, jak na filmach :)

POLUB NAS RÓWNIEŻ NA FACEBOOK'U: Food Fetish po łódzku

Nie posiadam praw autorskich do zamieszczonego logo lokalu. Pochodzi ono ze strony Byk Burger

niedziela, 30 czerwca 2013

Pierogarnia Co ludzie powiedzą Łódź - najlepsze pierogi w mieście!

       Kocham dania mączne – makarony, naleśniki, kopytka, knedle, leniwe...nawet prażoki wolę od normalnych tłuczonych. Nie ma jednak wg mnie lepszego dania mącznego niż pierogi. Gdziekolwiek bym nie był, jeżeli widzę je w menu, muszę ich spróbować, a górskie schronisko bez pierogów w karcie dań nie powinno się w moim odczuciu w ogóle nazywać schroniskiem! W Łodzi pierogów próbowałem już w wielu miejscach, począwszy od nieistniejącej już Planety, poprzez Pierrogerię w Manufakturze, Pozytyvkę, Teremoka, PierrRogi 69, Kaszę i Grzyby, na knajpach w stylu Chłopska Izba skończywszy.
        Dzisiejszy wpis będzie jednak o małej, niepozornej pierogarni mieszczącej się na obrzeżach Teofilowa. Pierogarni, która w mojej skromnej opinii serwuje najlepsze pierogi w mieście, przy okazji oferując je w najlepszej cenie :) A mowa o lokalu “Co ludzie powiedzą...” usytuowanym przy zbiegu ulic Rąbieńskiej i Kwiatowej.
         Z zewnątrz knajpka nie prezentuje się zbyt okazale. Ot, zielonkawy budyneczek z daszkiem i zawieszonym na frontowej ścianie banerem z nazwą i logo pierogarni. Ciężko powiedzieć by ten wygląd zachęcał do wejścia, z drugiej jednak strony pamiętajmy, że mamy do czynienia z małą knajpką na obrzeżach miasta a nie prestiżowym lokalem w centrum. Mimo wszystko, mogłoby to wyglądać ciutkę lepiej. Wnętrze również utrzymane jest w spartańskim stylu. Po lewo znajduje się skromy samoobsługowy bar. Główna sala ulokowana po prawo wita zaś pomalowanymi na fioletowo ścianami z paroma obrazkami, czarno-białymi kafelkami na podłodze i prostymi stołami. Widać, że to miejsce na szybki obiad po pracy a nie długie wieczory ze znajomymi. I na tym narzekanie się kończy :)
       Choć danie musimy zamówić samemu przy barze, to resztą zajmie się już obsługa. Nam przyjdzie tylko poczekać na doniesienie pierogów do stolika a i to nie będzie trwać długo. Na ogół po 7-10 minutach możemy się już delektować najlepszymi pierożkami w mieście. Obsługa jest zaś miła i uśmiechnięta, można się poczuć jak u siebie w domu.
        Pora na meritum. W menu pierogi z kapustą i grzybami, ruskie, z mięsem, z mięsem i kapustą, ze szpinakiem i serem feta, żółto-serowe, z owocami, z kaszą i grzybami. Jest więc w czym wybierać i każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Jest też barszczyk czerwony, herbata i kawa. Jeżeli nie lubisz więc pierogów, nie masz tu czego szukać, ale jak można nie lubić pierogów?!? Szczególnie tak dobrych jak te z “Co ludzie powiedzą...” Możemy wybrać zestaw za 7zł lub 10zł lub po prostu kupić tyle sztuk pierogów ile chcemy płacąc po 1zł za sztukę. Przy czym dodać muszę, że pierogi są naprawdę konkretnych rozmiarów, przynajmniej dwukrotnie większe od klasycznych mrożonych pierogów ze sklepu. Co za tym idzie, omawiana pierogarnia jest najtańszym miejscem w Łodzi, które pozwoli nam dobrze najeść się do syta za małe pieniądze. Pierogi są tak duże, że mi w zupełności wystarcza zestaw za 7zł + barszczyk. Dzięki temu, za niecałe 10zł jestem pełen :)
        Same pierogi są zaś rewelacyjne. Po 5 wizytach i częstym braniu zamówienia na wynos, spróbowałem już większości z nich. Polecam szczególnie pierogi z mięsem, kaszą i grzybami i pierogi na słodko z owocami. Ciasto po prostu idealne, dobrze rozwałkowane, gładziutkie i lekko elastyczne ale niezbyt kleiste. Om nom nom! Farsze również na bardzo dobrym poziomie! Szczególnie mięsny, bardzo wyrazisty w smaku i sycący. A okrasa, prawie pierwsza klasa, przydałoby się tylko więcej skwarków :) Do „Co ludzie powiedzą...” zaciągnąłem nawet moją mamę, babcię i dziadka. Każdy wyszedł zadowolony. Słowa uznania należą się również za barszczyk czerwony – esencjonalny, bardzo wyrazisty w smaku i rozgrzewający! Zresztą, najlepszym dowodem na to, że w lokalu można smacznie zjeść, jest ilość klientów, którzy przewijają się przez to miejsce. Tylko podczas jednego 30 minutowego pobytu w pierogarni naliczyłem 10 osób które wstąpiły na chwilkę by kupić pierogi na wynos. Sam zresztą nadal mam w zamrażarce kilka sztuk :)
         Jeżeli lubicie dobrze i tanio zjeść, jeżeli kochacie pierogi, jeżeli nie macie czasu samemu zrobić obiadu a nie chcecie kupować mrożonych pierogów, koniecznie wpadnijcie do „Co ludzie powiedzą”. To jedno z tych miejsc, które pomimo odległości od centrum warto odwiedzić, by przekonać się na czym polega dobry pieróg! Do pełni szczęścia brakuje tylko ładniejszego i przytulniejszego wnętrza. Mimo wszystko na pytanie „Co ludzie powiedzą?” odpowiem – tak trzymać!

EDIT z 10.10.13. Od napisania recenzji byłem w lokalu już wiele razy. Cieszy się olbrzymim powodzeniem, a obsługa ma pełne roboty. Często zdarza się przez to, że o godzinie 13-14 już brakuje jakiś pierogów. Każdemu polecam wcześniej dzwonić do lokalu i zamawiać sobie porcję, tak by później nie obejść się smakiem!
Zapraszamy do polubienia nas na Facebooku: https://www.facebook.com/foodfetishpolodzku

Wszelkie zdjęcia i grafiki z wyłączeniem logo pierogarni są mojego autorstwa. Wszelkie prawa zastrzeżone.