wtorek, 25 lutego 2014

Lavash Łódź - kuchnia ormiańska w sercu Łodzi

       Kto z Was stołował się w PierrRogi 69 w bramie przy Piotrkowskiej 69 ręka w górę! Stali bywalcy pewnie już wiedzą, że od przeszło dwóch tygodni mieści się tam nowa restauracja. W miejscu po całkiem niezłej pierogarni zadomowili się bowiem Ormianie, którzy postanowili wzbogacić kulinarną mapę miasta o Lavash – lokal specjalizujący się w kuchni Armenii i Zakaukazia.
       Z zewnątrz knajpka prezentuje się skromnie, w gruncie rzeczy w porównaniu do PierrRogi 69 zmieniły się jedynie szyldy (plus za miły, polski akcent). Wnętrza również nie doczekały się drastycznych modyfikacji – babcine bibeloty zastąpiono tradycyjnymi ormiańskimi akcentami. Na ścianach wiszą nie tylko piękne koronki pętelkowe, stare fotografie, kaukaskie kilimy czy półeczki z przetworami ale i polskie akcenty – obrazy Chełmońskiego czy Kędzierskiego. Wystrój, choć prosty i mało wyszukany w niczym nie przeszkadza, w lokalu jest bowiem bardzo miło i przytulnie (a podczas naszej wizyty było w nim również bardzo ciepło i tłoczno).
Źródło: Facebook
       W menu królują dania kuchni ormiańskiej. Spróbować można więc tytułowego lavashu – tradycyjnych placuszków z mąki pszennej, pasztetu z czerwonej fasoli, granatów i orzechów, marynowanych bakłażanów, kaczki pieczonej na ostro, dolmy - czyli gołąbków zawijanych w liście winogron, chaczapuri czy chinkali, czyli pierożków po kaukasku, wypełnionych aromatyczną zupą (podczas jedzenia radzimy nagryźć pierożka i wypić zupę a później dokończyć ciasto). W karcie dań znalazło się też kilka zup i sałatek, a także desery: baklava i gata i napoje, również te bardziej egzotyczne z sokiem z granatów czy derenia na czele. Właściciel obiecał nam także, że do połowy marca pojawią się w menu ormiańskie alkohole: wina, brandy i wódki – między innymi tutowka. Czekamy z niecierpliwością!
       Ceny, choć nie są przesadnie wysokie, wydają nam się w niektórych przypadkach nieadekwatne do serwowanych dań. Same porcje nie są zbyt duże, a większość z nich podawana jest bez dodatków typu ziemniaki czy ryż (te trzeba nabyć osobno w cenie 3-5 zł za dodatek). Zdecydowanie zbyt drogie są chociażby kebaby, khinkali czy niektóre napoje. Pełna karta dań wraz z cenami dostępna jest tutaj. W większości przypadków uda nam się zamknąć w cenie 28-38 zł za danie z dodatkami i napojem.
       A jak to wszystko smakuje? W moim odczuciu doskonale. Większość dań jest bardzo aromatyczna i dobrze przyprawiona. Jestem fanem ostrego i esencjonalnego jedzenia, dlatego kuchnia ormiańska tym bardziej przypadł mi do gustu. Z czystym sumieniem polecić mogę lavash z basturmą (szynka wołowa) i serem własnej produkcji. Chlebki są cieniutkie i delikatne, szynka ładnie wysuszona a ser przyjemnie słony – zbliżony nieco w smaku do rodzimego oscypka. Dobre wrażenie zrobiła też na mnie zupa cukiniowo-pomidorowa. Jeżeli lubicie ostry krem toskański, to będzie to dla Was strzał w dziesiątkę. Warto spróbować też gołąbków zawijanych w liście winogron. To tradycyjne danie ormiańskie różni się nieco od wersji serwowanej przez nasze babcie, jest jednak równie dobre – choć przyznać muszę, że kucharz nieco przesadził w tym przypadku z solą. Kebab również był smaczny, choć nieco zbyt ubogi jak na swą cenę. Serwowany jest pod postacią długiego kawałka grillowanego, mielonego mięsa z przyprawami i cebulą, zawiniętego w chlebek lavash. Dodatkowo podaje się do niego kapitalny, pikantny, czerwony sos. W kuchni ormiańskiej stosuje się dużą ilość przypraw, ziół i soli – dlatego też niektórym osobom obdarzonym delikatnym podniebieniem nie wszystkie serwowane w Lavash dania przypadną do gustu. Na pewno warto do nich zamówić coś do picia – ciekawą propozycją może być sok z derenia czy granatu, ale dobrze sprawdzi się też zimna cola :)
       Na koniec jeszcze słów kilka o obsłudze. Właściciele wydają się być bardzo otwarci i sympatyczni, a przy okazji świetnie mówią po polsku. Podczas naszej wizyty mieli jednak ręce pełne roboty - większość stolików była bowiem pozajmowana – dlatego też panował lekki bałagan organizacyjny: na obsługę przyszło nam czekać nieco dłużej niż zwykle, kelnerzy zapomnieli o zamówionej przez koleżankę wodzie mineralnej, a napoje zaserwowano nam dopiero po podaniu przystawek. Na to wszystko łatwo jest nam przymknąć oko, gdyż w lokalu panowało pełne obłożenie, a w dodatku restauracja działa od niedawna. Pewien niesmak pozostawia jednak zachowanie kelnera względem jednego z klientów restauracji. Nie nam oceniać, kto w tamtym sporze o rachunek miał rację, wiemy jednak, że kelner wykazał się dużym nietaktem i niepotrzebnie podniósł głos na konsumenta. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, szczególnie że bardziej szkodą one wizerunkowi restauracji (mającej w logo hasło "Gościnność Kaukazu") niż odbiorcy indywidualnemu.
Źródło: Facebook
       Pomimo powyższego, drobnego incydentu, restauracja Lavash sprostała moim wymaganiom i z czystym sumieniem polecić mogę ją każdemu głodnemu kulinarnych wrażeń łodziakowi. Jeżeli lubicie ostre jedzenie, a przy okazji zaznać chcecie nieco egzotyki, koniecznie wstąpcie do knajpki w bramie przy Piotrkowskiej 69. Mam nadzieję, że podobnie jak my, wyjdziecie z niej najedzeni i ukontentowani :)

ODWIEDŹ I POLUB NASZ PROFIL NA FACEBOOK'U: FOOD FETISH PO ŁÓDZKU

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz