poniedziałek, 29 października 2012

Restauracja Tulipan - czyli co oferuje osiedlowa Łódź


            Restauracja Tulipan z pewnością nie należy do czołówki znanych łódzkich lokali gastronomicznych, głównie za sprawą osiedlowej lokalizacji przy ulicy Wspólnej 6, jakieś 300 metrów od skrzyżowania ul. Zgierskiej z ul. Julianowską. Sam trafiłem tam tylko dlatego, że uczęszczam na zajęcia fotograficzne, które odbywają się nieopodal. Czy mimo takiego umiejscowienia warto się pofatygować do Tulipana na obiad lub kolację?
            Po dwóch wizytach mogę napisać co nieco. Lokal mieści się na dole typowego osiedlowego pawilonu handlowego. Nieopodal sklep spożywczy i długi murek, na którym, szczególnie w okresie letnim, lubią się wylegiwać żule z piwkiem. W około oczywiście bloki i troszkę zieleni. W dwóch słowach, lokalizacja taka sobie.
            Wnętrze odremontowane i schludne ogranicza się do jednej dużej sali z pomarańczowymi ścianami, ciemnymi kafelkami na podłodze i paskudnym zielonkawym sufitem z blachy... Proste stoły z obrusami i krzesła, rogowa, dość wygodna kanapa i nowoczesny sztuczny kominek z wyświetlaczem LCD. W skrócie estetyczny kicz. Mimo wszystko, szczególnie wieczorem (za sprawą przyjemnego oświetlenia) może tu być całkiem przytulnie, gorzej jednak w dzień.
            Menu umiarkowane zarówno pod względem ilości potraw jak i ich ceny. Jest taniej niż w większości restauracji w centrum, jednak nie aż tak tanio, jakby na osiedlową restauracyjkę przystało. Dla przykładu, makarony tańsze od tych z Locandy czy Marcello średnio o 2-3 zł, za to wyrabiane na miejscu, czego nie spodziewałem się po takim miejscu. Zaskakują również niektóre wyszukane pozycje z karty, między innymi polędwiczki wieprzowe w sosie kurkowym czy stek z rekina z sosem rumowym!
            Obsługa miła, sympatyczna i uśmiechnięta. Można się zakochać. Na dania nie przyjdzie też długo czekać. Podczas pierwszej wizyty nie byłem zbyt głodny, zamówiłem więc tylko zupę cebulową. Intensywna w smaku, bardzo rozgrzewająca, podana z grzanką zapieczoną z serem. Śmiało mogę powiedzieć, że przypadła mi do gustu, zarówno pod względem smaku jak i formy podania. W ten weekend zdecydowałem się zaś na spaghetti arrabiata. Skusiła mnie informacja o samodzielnym wykonywaniu makaronów, miałem poza tym ochotę porównać pastę do tej, którą jadłem u Gesslerowej w Marcello.
            Wcześniej jednak otrzymałem darmową przystawkę – mini bruschette z siekanym pomidorem i cebulą, polaną olejem balsamicznym. Miły dodatek, szkoda tylko, że farsz na pieczywie był taki zimny.
            Tulipanowa pasta wypadła niestety dość blado. Spaghetti bardzo grube, gdyby nie brak dziurki powiedziałbym, że to bucatini, - było po prostu przeciętne. Makaron dość kleisty a sos niezbyt wyrazisty w smaku. O ile w Marcello arrabiata była może ciutkę za ostra, to w Tulipanie na odwrót, danie nie było prawie w ogóle pikantne. Co gorsza, porcja niewielka, letnia a nie ciepła. Na domiar złego, w sosie trafiła mi się chrząstka z boczku...
            Drugą wizytę oceniam więc znacznie gorzej od pierwszej i suma sumarum, na temat restauracji mam mieszane odczucia. Jak na osiedlowy lokal, czy knajpkę na szybki obiad, gdy akurat jesteśmy w okolicy a nie mamy ochoty na pizzę czy inne fast foody, może być. Wiele osób decyduje się też pewnie na zorganizowanie tam spotkań rodzinnych z okazji chrzcin czy komunii, miejsca jest bowiem pod dostatkiem. Z pewnością jednak nie ma sensu wybierać się do Tulipana, jeżeli nie mieszkacie w okolicy. W centrum jest bowiem sporo lokali, w których za niewiele większe lub te same pieniądze można zjeść dużo smaczniej! No i czemu w logo nie ma kwiatka?

Nie posiadam praw autorskich do zamieszczonych zdjęć lokalu i logo. Pochodzą one z oficjalnej strony internetowej lokalu. Więcej na: http://www.tulipan-restauracja.pl/

2 komentarze:

  1. Ogólnie adzam się z tą opinią.
    Ale: ostrzegam, że klienci z kuponami Groupona są w Tulipanie szykanowani i oszukiwani.
    Dowód: kupiłem w Grouponie 2 kupony o wartości 100 zł każdy, aby pójść z rodziną. Tak sie jednak złożyło, że muszę je realizować sam. W tej sytuacji poszedłem do restauracji i uzgodniłem z kelnerką, że przyjdę i zjem obiad, a za resztę z wartości kuponu wezmę dania na wynos. Po dwóch dniach poszedłem, oddałem kelnerce kupon, zamówiłem i zjadłem obiad w cenie ok. 30 zł, i poprosiłem za resztę o dania na wynos. Usłyszałem, że jest to niemożliwe, że za całość należy skonsumować na miejscu, i że tamta kelnerka była nowa i niedoinformowana. Natomiast klienci bez kuponu mogą zamawiać dania na wynos. Potwierdziła to właścicielka restauracji, mówiąc w sposób arogancki, że ona tu rządzi, ona wydała takie zarządzenie, i że jeśli nie skonsumowałem za całą wartość kuponu, to to jest moja wina. W ten sposób straciłem z kuponu 70 zł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szkoda żę nie napisała Pan dalej jak się zachował na drugi dzień.... Panie Adamie ze śródmieścia.... Przyszedł Pan do restauracji zamówił gulaszową i 7 porcji pierogów ... po czym wyjął na oczach innych klientów Restauracji pojemniki plastikowe i zaczął pakować do plecaka... Gratulacje zachowanie na miarę inteligencji 100%. Radzę się zastanowić nad samym sobą zanim Pan zacznie dodawać swoje negatywne opinie na temat innych Restauracji...

      Usuń