Choć
restauracje spod znaku Ganesh (www.ganesh.pl) istnieją w Łodzi już od jakiegoś
czasu, to dziwnym zrządzeniem losu, do jednej z nich wybrałem się dopiero w
ostatnim miesiącu. Wraz ze znajomymi zdecydowaliśmy się na lokal przy
Piotrkowskiej 55 (dwa inne znajdują się w Manufakturze i w bramie ulicy
Piotrkowskiej 69). Słyszałem sporo pochlebnych opinii o restauracjach tej
„sieci” – sobotnie wyjście wieczorową porą miało być więc ‘easy like sunday
morning’.
Od wejścia
zaskoczył mnie wystrój lokalu. Nie przepadam za czerwienią, a tu jak na złość,
wszystkie ściany w tym kolorze. Nie powiem z czym mi się to skojarzyło. Na
podłodze czarno-białe kafelki, na sufitach oświetlenie żyrandolowe maści
wszelakiej – są nawet rozłożyste abażury o średnicy przeszło 2 metrów.
Drewniane, zdobione stoliki i krzesła przykryte poduszkami lub obite zielonym
skajem. Znalazł się także kącik dla dzieci z kolorowymi kwiatkami, liczne
indyjskie obrazki na ścianach i wydzielone półokrągłe loże ze stosunkowo
wygodnymi sofami – te miejsca bowiem przydzielono nam podczas rezerwacji. Na
ścianach zawisły również (o zgrozo!) telewizory lcd zapewniające klientom
audio-wizualną oprawę w stylu Bollywood...
Taki jest właśnie wystrój i
klimat lokalu – bollywoodzki. W pełni rozumiem zamiar projektanta wnętrz,
niestety trącająca kiczem aranżacja nie do końca przypadła mi do gustu. Na
szczęście, pozostałe restauracje Ganesh urządzone zostały na inną modłę.
Zajmujemy miejsca i czekamy na
kelnerkę. W lokalu jest tłoczno i głośno, głównie za sprawą licznej
hindusko-polskiej rodziny, która zarezerwowała kilka stolików w centrum sali.
Widać, że tego wieczoru, to oni będą stanowić priorytet dla zatrudnionej w
Ganeshu obsługi.
Po jakimś czasie otrzymujemy menu
i zamawiamy napoje. Dwie osoby wybierają piwo z sokiem.
To niestety otrzymują nieschłodzone i przesłodzone. Na domiar złego, oba trunki
zaserwowano z sokiem imbirowym, choć jeden z nich miał być podany z malinowym.
Pozycji w karcie jest od groma. W moim odczuciu zdecydowanie za dużo. Polecam na spokojnie przestudiować menu w
internecie (menu),
w lokalu szkoda bowiem na to czasu. Dostępne są dania z drobiu, baraniny, ryby,
placki indyjskie, dania wegetariańskie, a także szeroki wachlarz potraw kuchni
indo-chinese fusion. Ja zdecydowałem
się na baraninę w pikantnym sosie indyjskim z ryżem, inni biorą rybę, drób i smażone
pierożki z kurczakiem. Te ostatnie wydają się na tyle interesujące, że
postanawiamy wziąć je jako przystawkę również dla osób zamawiających inne
pozycje z karty. Niestety, pierogi nie są zbyt smaczne – ciasto jest gumowe a
farsz sam wypada ze środka. Co gorsza w smaku jest wyłącznie słony. Koleżanka,
która zamówiła pierogi jako danie główne, 1/3 porcji zostawiła. Kelnerka
spytała czy smakowało, usłyszała więc prawdę – zbyt słone i niesmaczne.
Na dania główne przyszło nam
czekać ponad pół godziny. To nieco za długo. Każdy wie, że dobre przyrządzenie
potrawy wymaga czasu, na ogół jednak w innych lokalach czas ten jest krótszy.
Nawet w Hot Spoonie, do którego przyszliśmy dużo liczniejszą grupą, na jedzenie
czekaliśmy o dobre 10 minut krócej.
Miałem nadzieję, że sytuację
uratuje przynajmniej smak potraw. Po raz kolejny się jednak rozczarowałem.
Wszystkie dania podane zostały w identyczny sposób, czyli w metalowych
miseczkach zalanych sosem. Ryż serwowany jest w osobnych naczyniach. Moja
baranina była dość twarda, jednak nie to było najgorsze. Lubię pikantne
potrawy, mojej porcji nie dojadłem jednak ze względu na fakt, iż danie było
wyłącznie ostre. Na tyle, że ciężko było wyczuć w nim inne smaki, w dodatku
musiałem zamówić kolejną butelkę napoju by móc kontynuować jedzenie...
Zdecydowanie odradzam tę pozycję. Skosztowałem również ryby kolegi, ta była
jednak niewiele lepsza. Jedyną smaczną potrawą okazała się Murgh Korma
koleżanki, czyli kurczak w łagodnym sosie migdałowo-orzechowym. Dobry wybór!
Gwoździem do trumny był rachunek.
Za zbyt ostre dania przyszło nam bowiem słono zapłacić – prawie 280zł za kolację dla pięciu osób, z których w gruncie rzeczy tylko jedna
poza daniem głównym zamówiła przystawkę. W Hot Spoonie przyszło nam zjeść dużo
lepiej w niższej cenie. Podobnie w Marcello, gdzie za kolację dla liczniejszej
o jedną osobę grupy zapłaciliśmy łącznie 50zł mniej (nie uwzględniając narzuconego przez lokal napiwku)!
Podsumowując, Ganesh nie zrobił
na mnie zbyt dobrego wrażenia. Przeciętny, krzykliwy wystrój, drobne wpadki
obsługi, a także zbyt długi czas oczekiwania na stosunkowo drogie i w gruncie
rzeczy niezbyt smaczne jedzenie nie pozwalają mi wysoko ocenić tego miejsca.
Podobnego zdania byli pozostali uczestnicy wieczoru. Zarówno przed, jak i po
kolacji w Ganeshu, zasięgnąłem opinii paru innych osób, które już tam jadły.
Znakomita większość z nich zachwalała restaurację. Dlatego też, mam cichą nadzieję,
że opisana powyżej wizyta była po prostu pasmem nieszczęśliwych
wpadek. W rezultacie, choć z pewnością nie nastąpi to szybko, w przyszłości dam
Ganeshowi jeszcze jedną szansę!
Ocena:
Jedzenie: 3/10 Wystrój: 5/10 Obsługa: 5/10 Jakość/cena: 3/10
Nie posiadam praw autorskich do
zamieszczonych zdjęć lokalu, potraw i logo. Pochodzą
one z oficjalnej strony internetowej lokalu. Więcej na: http://www.ganesh.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz