Zacznę jednak nietypowo - gościnną fotorelacją z kolejnego Festiwalu Dobrego Smaku, który odbył się podczas ostatnich dni w naszym mieście. Tekst i zdjęcia autorstwa Karoliny Kozowicz, towarzyszącej mi podczas sobotniego spaceru po festiwalowych lokalach do przeczytania poniżej. Treści kursywą w nawiasach pisane to moje votum addendum w sprawie :)
Od
czwartku, 6 czerwca do niedzieli włącznie, trwała X edycja fantastycznego
łódzkiego Festiwalu Dobrego Smaku. Celebracja jedzenia odbywa się
na wiele sposobów, nic dziwnego, że wzbudza ogromne zainteresowanie
wśród mieszkańców naszego miasta. Kulinarne warsztaty, przegląd
filmów, pokazy, konkursy, a przede wszystkim tworzony przez Łodzian
ranking najlepszych (zgłoszonych) łódzkich lokali.
Nie
mogłam przegapić takiej okazji promocji miasta i sama wzięłam
w sobotę udział w zabawie. Polegała ona na odwiedzeniu lokali
zgłoszonych do Festiwalu i wypróbowaniu polecanych dań w stałej
cenie 10zł (restauracje) i 7zł (kawiarnie). Porcje były
niewielkie, ale po piątej degustacji mój brzuch, pomimo przyjemnych
spacerów pomiędzy lokalami, był już przepełniony różnościami
do granic możliwości.
Pisząc
we wstępie o wielkim zainteresowaniu Festiwalem, miałam na na myśli
długie kolejki w oczekiwaniu na stolik we wszystkich miejscach,
jakie mijaliśmy. Część z nich okazała się dla nas zbyt dużą
przeszkodą, a w części lokali, jak np. w Drukarni. Skład chleba i
wina, po pewnym czasie (i niestety w naszej pory obiadowej) po prostu zabrakło
popisowych dań.
Rozpoczęliśmy
w Titi, restauracji, która nawiązała do filmowego charakteru
tegorocznej edycji Festiwalu i swój pomysł na promocję lokalu
skupiła wokół filmu „Przepiórki w płatkach róży”.
Wystarczy wspomnieć o głównej bohaterce filmu imieniem Tita –
filmu, który był wyświetlany w lokalu, podczas gdy gościom było
podawane danie dnia – przepiórki w płatkach róży. (Pierwszy raz miałem okazję spróbować mięsa przepiórczego - spodziewałem się, że będzie bardziej delikatne w smaku, zbliżone może do żabich udek. Mięso podano na przeciętnym puree ziemniaczanym z białymi warzywami i sosem. Ocena dania - 5/10)
Następnie,
udaliśmy się do ukrytej w bramie na Piotrkowskiej, Servantki. Udało
nam się szybko zdobyć wolny stolik i z przyjemnością zjeść pyszne
Pielmieni syberyjskie. Nadziewane pierożki idealnie komponowały się
z romantycznym charakterem lokalu. (Servantka po raz kolejny stanęła na wysokości zadania. W moim odczuciu to jedna z lepszych restauracji w mieście. Pielmieni było doskonałe w smaku i perfekcyjnie, estetycznie podane. Ocena dania - 8/10. Recenzja Servantki - click!)
Obiadową
część zakończyliśmy w La Stradzie, gdzie daniem –
niespodzianką, pod słodkim tytułem „La dolce Vita”, okazał
się... pasztet z wątróbek drobiowych na polencie gotowanej na mleku z dodatkiem
chili. Włoska restauracja przygotowała odważne menu i choć danie
wyglądało pięknie, to dla niewprawnego degustatora (jak ja), mogło
wydać się zbyt wyrafinowane. Niemniej jednak, cieszę się, że
spróbowałam czegoś nowego. (Faktycznie, danie La Strady to odważna propozycja, szczególnie że sporo osób, w tym ja, nie przepada za wątróbką. Ładnie podane i wyszukane w smaku, podobnie jak koleżance, La dolce Vita nie przypadło mi do gustu. Na dodatek nazwa potrawy może mylić. Spodziewasz się słodkości a dostajesz pasztet z wątróbki... Ocena dania - 4/10. Szkoda, że w lokalu poza festiwalowym daniem nie można było tego dnia zamówić innych pozycji z karty. Na pizzę z Nutellą i malinami zawitam więc do knajpki innym razem)
Po
tych wszystkich przygodach restauracyjnych, zdecydowaliśmy się na
deser w pobliskim Niebostanie, gdzie serwowali Panny z Wilka i kawę.
Pomimo późnej godziny, w lokalu wszystkie stoliki, pufy, parapety,
krzesła były zajęte. Łodzian nie zniechęcił remont w tej części
ul. Piotrkowskiej i wszyscy chętnie spacerowali, nawet po rozkopanej
nawierzchni, pomiędzy wiszącymi kablami i stojącymi blokami
kamieni. (Panny z Wilka okazały się być truskawkami z prawdziwą bitą śmietaną serwowanymi na kruszonce zbożowej. Idealny deser na letnie wieczory, świetnie komponujący się z delikatnym cappuccino. Ocena deseru - 7/10. Co do samego lokalu, sporo łez uroniłem po zamknięciu Jazzgi, Niebostan jest jednak lokalem, który, choć całkowicie różni się charakterem od wcześniejszego klubu, szybko podbił moje serce)
Ostatnim
lokalem Festiwalu Dobrego Smaku, który odwiedziliśmy była cukiernia Pani Cupcake. Sądzę, że
trudno było wybrać lepsze miejsce na zakończenie wieczoru. Poza
pyszną babeczką i kawą, znaleźliśmy tu wspaniałą atmosferę,
jaka roztacza się w całym podwórzu Piotrkowskiej 89. (To prawda, podwórko Secesji to jedno z najprzyjemniejszych miejsc na chwilę wytchnienia podczas letnich wieczorów w Łodzi. Sernikowy Brownie w wiśniowym dressingu i kolejna kawka stanowiły zaś perfekcyjne zakończenie sobotniej eskapady, które umiliła również przesympatyczna, śliczna kelnerka z Pani Cupcake. Ocena deseru - 6/10)
Żałuję,
że nie mogłam zwiedzić i z należytym uznaniem opisać dań
wszystkich 34 lokali, choć wiem, że byli wytrwalsi Łodzianie,
którzy spróbowali znacznie więcej potraw niż ja. Koniecznie
śledźcie stronę http://festiwaldobregosmaku.eu/ (tam
też znajdziecie pełną listę lokali i przygotowanych atrakcji),
aby dowiedzieć się, który lokal zdobył największe uznanie.
Festiwal Dobrego Smaku jest wyjątkowym wydarzeniem. Jestem dumna, że
to w naszym mieście rozwijają się takie inicjatywy. Oby
więcej!
Ja też rad jestem, że to właśnie w Łodzi powstał i odbywa się tak przedni festiwal. Żałować można jedynie, że popisowe porcje były mniejsze niż roku temu. Być może (jak to słusznie zauważył mój znajomy) część restauracji odkryła, że poza promocją lokalu, może na festiwalu jeszcze troszkę zarobić. Z drugiej strony, nie możemy mieć im tego za złe. Festiwal ma na celu rozpropagować łódzkie lokale i umożliwić nam skosztowanie ciekawych dań w rozsądnej cenie, a nie najedzenie się do syta za grosze ;)
Czekam na Wasze opinie! Które festiwalowe restauracje i potrawy najbardziej przypadły Wam do gustu?
Ja też rad jestem, że to właśnie w Łodzi powstał i odbywa się tak przedni festiwal. Żałować można jedynie, że popisowe porcje były mniejsze niż roku temu. Być może (jak to słusznie zauważył mój znajomy) część restauracji odkryła, że poza promocją lokalu, może na festiwalu jeszcze troszkę zarobić. Z drugiej strony, nie możemy mieć im tego za złe. Festiwal ma na celu rozpropagować łódzkie lokale i umożliwić nam skosztowanie ciekawych dań w rozsądnej cenie, a nie najedzenie się do syta za grosze ;)
Czekam na Wasze opinie! Które festiwalowe restauracje i potrawy najbardziej przypadły Wam do gustu?
Na koniec pragnę podziękować Karolinie za gościnny wpis na łamach Food Fetish po łódzku a Was zaprosić na jej własną stronę - Oby Łódź. Znajdziecie tam wiele ciekawych wpisów dotyczących naszego miasta. Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz